Jan Henryk Newman

Listy na temat powołania filipińskiego

List IList IIList IIIList IVList VList VIList VII

List I

Dublin, 5 marca 1856

  1. Drodzy Ojcowie!

Kiedy po raz pierwszy, osiem lat temu, zostało założone w Anglii Oratorium św. Filipa Neri, ja zapisywałem na papierze, i później czytałem ojcom, o tym jak widziałem jego wnętrze i ducha. Od tamtego czasu wiele zmieniło się w Oratorium, liczba należących do wspólnoty z Maryvale jest teraz o wiele mniejsza, widzę więc już w tym potrzebę przypomnienia Ojcom, na dzisiejszym spotkaniu, tych moich przemyśleń i notatek. Do tego skłania mnie też wspomnienie ostatniej mojej wizyty u Ojca św. w Rzymie. Generalnie nie powtórzę tego, co już na temat Oratorium powiedziałem i napisałem. Obecnie nie mam czasu, ani książek, aby te cytaty przypominać. Myślę również, że nie powiem nic innego, jak tylko to, co już jest znane wspólnocie Oratorium, niemniej jednak mogą się tu znaleźć pewne moje myśli.

  1. Kongregacja Oratorium jest wspólnotą księży świeckich, żyjących razem, bez ślubów, poprzez spełnianie posługi kapłańskiej, mając na uwadze własną regułę i przywileje od Stolicy Apostolskiej. Jej członkami są księża świeccy, żyjący we wspólnocie. Takie właśnie jest Oratorium. Kongregacja ma różne funkcje i zadania do spełnienia, z czego niektóre chciałbym tutaj uwypuklić.

Przede wszystkim Oratorium będąc tym czym jest, nie jest ani zakonem, ani zgromadzeniem zakonnym. Święty Filip nie nosił się z ideą założenia jakiegoś zakonu; mówił, że jest ich już tak wiele, że nie ma potrzeby, aby powstał jeszcze jeden nowy. Mówił, że jeżeli ktoś pragnie stopnia wyższego, mając na myśli śluby zakonne, ma do wyboru różne stany zakonne. On pragnął, aby w jego Kongregacji służyło się Bogu bez jakichkolwiek reguł, gdyż nie miał na myśli założenia nowego zakonu, ale uważał, że miłość może być węzłem wspólnoty.

  1. W rzeczywistości, jeżeli Kongregacja chce się nazywać zakonem, potrzebne jest, aby była ona związana ślubami, albo co najmniej regułami, do których zaliczyć można trzy śluby zakonne. Obecnie Oratorium nie jest ciałem takiego rodzaju; w naszej regule jesteśmy uzależnieni od św. Filipa jako kapłani świeccy i w charakterze kapłanów świeckich. We wstępie reguły, gdzie mówi się o kulturze albo dyscyplinie św. Filipa zaznacza się, że pokazuje on księżom świeckim viam a religiosorum institutis distantem. I sam św. Filip mawiał często, jasno i dobitnie, że było jego intencją aby ci, którzy wstępowali do jego Kongregacji, mogli być w charakterze księży świeckich, a klerycy byli uformowani na zewnątrz.

Ksiądz zakonny i  ksiądz diecezjalny w samej idei różnią się jeden od drugiego. Nie ma potrzeby, aby ksiądz diecezjalny składał śluby zakonne. Może być w stanie zakonnym kobieta, a kapłan może być urzędnikiem państwa. Tak to różnią się oni; od jakiego więc między tymi dwoma stanami zakonnym czy świeckim zaliczyć ojców z Oratorium? Powtórzę to jeszcze raz – do świeckich. Przez to różnią się od dominikanów czy też benedyktynów. Melchior Canus na przykład był dominikaninem i księdzem; Baroniusz był księdzem i oratorianinem. My nie jesteśmy zakonnikami i nasza duchowość różni się od duchowości zakonników.

  1. Tym niemniej jednak jest prawdą, że – używając języka w jakiś nieodpowiedni sposób – Oratorium można nazywać zakonem. Np. kiedy teatyni z Neapolu ociągają się z wysłaniem kaznodziei na pewną uroczystość do Oratorium, mówiąc, że oni nie wygłaszają nigdy kazań poza domem, Filip pisze im, jak podaje nam do wiadomości Ojciec Marciano: że miał pewną wątpliwość w tej kwestii, gdyż nie chodziło tu o jakiś dom księży świeckich, lecz dotyczyło to domu zakonnego podobnego do ich, ponieważ kościoły Oratorium były takie same, jak teatynów.

Co więcej ojciec Tarugi w memoriale przedstawionym Papieżowi w odniesieniu do Kongregacji w Neapolu, mówi o nich jako o domu złożonym z duchownych świeckich, to znaczy bez ślubów lecz również zakonnych w ich zachowaniu, i nie gorszych w swym życiu od innych zakonników mających śluby. W ten sam sposób autor ,,Zalet’’ mówi
o Oratorium: jakkolwiek nie jest to zakon czysty lecz prawie na sposób zakonu.

Ten sam autor pisze później na temat doskonałości, że św. Filip chciał aby wszyscy jego współbracia naśladowali zakonników w doskonałości, lecz aby jednak nie naśladowali ich w ślubach zakonnych. Aby być zgodnym w tych opiniach przeciwnych sobie na temat Oratorium, trzeba powiedzieć, że jest to wspólnota kapłanów świeckich, niemniej jednak pewien rodzaj zakonu ze swoimi członkami, którzy dążą do doskonałości równocześnie nie będąc związani ślubami. Zastanawiając się nad tym, możemy powiedzieć, że istnieją różne sposoby, więcej, typy lub przynajmniej rodzaje doskonałości, i że doskonałość zakonników nie jest niczym innym, jak jednym z tych sposobów i rodzajów doskonałości oratoryjnej.

  1. Co rozumiemy pod pojęciem doskonałości? Uważam, że chodzi tu o cnotę lub możliwość spełnienia własnych obowiązków właściwie, naturalnie, wyczerpująco. Przeciwieństwem byłoby, spełnianie swoich obowiązków tylko częściowe, zaniedbane, niezdarne, rozmarzone i wymuszone. Doskonałość jest życiem wiary, nadziei i miłości, która ujawnia się w uczynkach według potrzeb chwili i zdolności osoby. Nie polega to w jakiś szczególny sposób na czynach heroicznych; nie wymaga żarliwości w pobożności, lecz opiera się na regularności, dokładności, łatwości i wytrwałości w wykonywaniu własnych obowiązków. Doskonałym jest ten, kto wypełnia doskonale obowiązki dnia. Ta idea jest znana w codziennym życiu. Mówi się o człowieku, że jest doskonały, wielki, bo dobrze spełnia swoją rolę, panuje nad wszystkimi sytuacjami swojego życia; o adwokacie, który zna dobrze swoje zadanie, liderze jakiejś partii w parlamencie, który jest świetnym mówcą; i o kimś również kto przechodzi jakiś wspaniały egzamin, lub o kimś kto wytwarza dzieło sztuki starannie wykończone; o kimś kto uprawia szermierkę i jeździ na łyżwach lub doskonale gra w bilarda. We wszystkich tych pochwałach ma się za cel tę samą ideę. Warto tutaj podkreślić, że każdy jest osobiście odpowiedzialny za przygotowanie się i realizację swojego dzieła. To leży w waszej mocy. Taka jest również doskonałość chrześcijańska i jako taka, opiera się ona w istocie na zachowaniu przykazań, nie zaś rad i zależy bezpośrednio od cech bezpośrednio kształtujących się w duszy przez akty nadprzyrodzone uprzednie lub równoczesne z ich ćwiczeniem.

 

  1. Następnie, kto jest panem swego dzieła, jest większym od tego dzieła. Wielkość zawarta jest w samej idei bycia panem. A zatem właściwe wypełnienie reguły lub jakiegoś stanu doskonałości, dodatkowo, ale też z konieczności, mieści w sobie trochę z zachowania rad ewangelicznych. Tak jest w rzeczach tego świata. Ktoś kto idzie na egzaminy przeczytał bardzo dużo, ale tego na zewnątrz nie widać. Cyceron powie nam ile studiów pomocniczych jest koniecznych dla jakiegoś wielkiego mówcy. Podobnie nie otrzyma się doskonałości bez zdobywania, kształtowania w sobie cnót. Kto nie pragnie czegoś więcej niż tylko wypełnienia obowiązku, niech będzie pewny, że nigdy nie dojdzie do doskonałości. Podobnie jak szlachetnego i odważnego posłuszeństwa, które zawiera w sobie podejmowanie zadań wykraczających poza obowiązek, nie będzie nigdy posłuszeństwa zadowalającego.

Poszukiwanie i praktyka doskonałości są zawsze cechą wspólną wszystkich chrześcijan, niezależnie od tego, czy są laikami, kapłanami czy zakonnikami. W każdym przypadku konieczne jest zdobywanie cnót ale też wiemy, że jest wiele cnót i nie wszystkie są konieczne do doskonałości. Zachowywanie takiej lub jakiejś innej cnoty może się różnić między sobą. Cnoty same w sobie są bardzo różne jedne od drugich, i to jeszcze bardziej w sposobie wypełniania ich, z czego wynika, że możliwych jest wiele sposobów bardzo różnych w szukaniu i praktykowaniu cnoty doskonałości. Wszyscy możemy dążyć do doskonałości, mimo że jesteśmy bardzo różni jedni od drugich. Jeśli nie będziemy zdawali sobie sprawy z tej różnorodności cnót istnieje niebezpieczeństwo, iż możemy stać się ludźmi o ciasnym umyśle i czyniącymi osądy zbyt śmiałe lub nie przemyślane.

  1. Ktoś zachowuje jakąś jedną cnotę a ktoś inny jakąś inną, oznacza, że wszyscy mogą być doskonałymi. Św. Grzegorz I był doskonały mimo, że nie pościł tak jak św. Bazyli, ten z kolei był doskonały mimo, iż nie powstrzymywał się od czytania literatury świeckiej, jak św. Teresa; św. Teresa była doskonałą mimo, że jej nie było dane przebywać wśród pogan jak św. Franciszkowi Ksaweremu, który był znowu doskonałym pomimo tego, iż nie zamknął się w jakimś miejscu, jak eremita na pustyni albo jak św. Filip Neri.

Co więcej, doskonałość może różnić się, może zmieniać się w swoich wielorakich formach. Św. Tomasz i Fra Angelico byli dominikanami; obydwaj dążyli do doskonałości lecz św. Tomasz napisał wiele z teologii i metafizyki, natomiast Fra Angelico namalował Maryję. Św. Chryzostom i św. Grzegorz z Nazjanzu byli obydwaj wyniesieni do godności biskupiej; obydwaj byli na drodze do doskonałości lecz św. Chryzostom napisał komentarz do listów św. Pawła, a św. Grzegorz pisał w heksametrach i pentametrach.

  1. Ojcowie z Oratorium nie składają trzech ślubów, z tego jednak nie wynika, że nie mieliby dążyć do doskonałości; lecz również oczywiste jest, że Oratorium nie jest zakonem. Jest zatem prawie zakonem lub też czymś podobnym do zakonu. Oratorium dążyło zawsze do doskonałości, co jest zresztą bardzo dobrze znane z historii i z życia pierwszych ojców filipińskich, którzy byli rozprzestrzenieni po całej Italii. Aż osiemnastu pierwszych ojców z Kongregacji w Chiesa Nuova otrzymało tytuł osób zmarłych w świętości.

Ojcowie założyciele Kongregacji w Macerata, Jesi, Florencji, Padwie, Forli, Camerino, oraz wielu innych, albo czynili cuda, albo za ich wstawiennictwem otrzymywane były łaski. Wielu z nich umierało w opinii świętości, ukazywali się ludziom w wizjach lub pozostawiali po sobie, tzn. po śmierci ciała nie zniszczone, albo wielu jest na etapie procesów kanonizacyjnych. Zaangażowanie misjonarskie ojca Santi z Padwy i ojca Magnanti z Aquila nie miało granic. Oratorium z Fermo miało szereg świętych ludzi aż do naszych dni. Oratorium służyło jako przykład i podpora dla kleru świeckiego, gdziekolwiek założyło swe domy kongregacyjne. Oratorium zatem odpowiedziało w pełni idei prawie jakby zakonu, ale również, mimo, że właśnie nie jest skierowane w jakimś nadanym poprzez śluby kierunku, może nie odpowiedzieć, czy to we wszystkich, czy w swoich poszczególnych elementach idei doskonałości, jaka jest konieczna eremicie, cystersom, karmelitom lub jezuitom. Powstaje znowu problem następujący: jaka jest doskonałość ojca z Oratorium i co harmonizuje oraz co nie zgadza się z tą doskonałością?

John Henry Newman

List II

Dublin, 5 marca 1856

  1. Najdrożsi Ojcowie,

Po tym jak powiedziałem, że Oratorium nie jest zgromadzeniem zakonnym, mimo iż jest trochę podobne, gdyż jego członkowie dążą do doskonałości, lecz doskonałości różnej: w okolicznościach i właściwościach od tej zakonnej, rozważę teraz jakie są cechy charakterystyczne i znamienne doskonałości oratoryjnej, które ją naznaczają. Aby to uczynić, potrzeba powrócić do opisu jaki uczyniłem o ojcach Oratorium.

Filipini, księża świeccy, którzy żyją we wspólnocie. Oto dwie cechy charakterystyczne w których różnią się od zakonników jako takich:

a) są księżmi diecezjalnymi;
b) żyją we wspólnocie.

Zakonnicy zresztą mogą być kapłanami i mogą żyć razem w jednym domu; ale w życiu zakonnym połączenie tych dwóch spraw jest często przypadkiem i niczym więcej. Mimo, iż są kapłanami, nie są świeckimi; chociaż żyją we wspólnocie nie jest to jako kongregacja. Z drugiej strony na tych cechach charakterystycznych opiera się istota  i charakter tej doskonałości, której się od nas wymaga.

  1. Najpierw zatrzymam się nad zagadnieniem, że jesteśmy kapłanami świeckimi i zastanowię się razem z wami, jak jesteśmy widziani jako tacy. Wszyscy kapłani świeccy są wezwani do doskonałości, lecz sytuacja ich jest różna. Księża wywodzą się ze wszystkich warstw społecznych, spełniają swą posługę wśród każdej kategorii mieszkańców. Niższe stany są liczniejsze, a zatem większa część kapłanów jest zawsze brana z niższego stanu, a podnoszeni są ponad ten stan tylko poprzez dyscyplinę duchową i poprzez wiedzę teologiczną. Byłoby jakimś błędem odnośnie do prostych i niewykształconych ludzi, wysłać im kapłanów, którzy nie mieliby jakiegokolwiek rozeznania w ich odczuciach, ani jakiegokolwiek podobieństwa z ich stanem. Nie byłoby także słuszne, i to może bardziej poddać stany bardziej wykształcone trosce pastoralnej i duchowej, ze strony tych, którzy byliby im o wiele niżsi w kulturze i wyrobieniu estetycznym. Pewna część kapłanów zakonnych troszczyła się zawsze o potrzeby stanów wykształconych. Takimi byli benedyktyni w pewnych miejscach i czasach, takimi też w szczególny sposób byli jezuici.

 

  1. Oto jedna z charakterystyk Oratorium: jego Ojcowie są księżmi diecezjalnymi, lecz zazwyczaj byli ogólnie na wyższym poziomie od kapłanów diecezjalnych; są odmienni ponadto od benedyktynów i od jezuitów, tak jak są różni ci zakonnicy jedni od drugich, lecz są podobni jedni do drugich w tym, że służą stanom wykształconym, a zatem trzeba by oni sami należeli do warstw wykształconych.

O tym, że filipini nie są ze stanu niższego, świadczy choćby to, że są wyświęceni zachowując własny majątek i żyją z niego, podczas gdy nie mają majątku stany niższe i większość kapłanów diecezjalnych. Tak więc ci, którzy mają do zgłoszenia jakiś majątek w akcie święceń, możliwe, że mieli go już wcześniej i z tego powodu uczęszczali do szkół średnich i mieli przewagę w zdobyciu wiedzy i szczególnej edukacji.[1]

  1. Czy ta osobliwość Oratorium nie jest nam może znana z historii i obecnej sytuacji? Cofnijmy się wstecz, do czasu Filipa Neri, i do założenia pierwszych Kongregacji włoskich, a będziemy mieli na ten temat bogactwo przykładów. Pierwsi uczniowie Świętego, byli to ludzie przede wszystkim z warstw wyższych albo wykształceni w naukach humanistycznych lub w sztuce, albo w jeden lub drugi sposób przewyższający w większości kapłanów diecezjalnych, i byli równi tym, którzy zostali wyniesieni do godności prałata lub przyjęci do Roty. Z tego punktu widzenia Oratorium przeciwstawia się Bractwu Pielgrzymów, które było pierwszą fundacją św. Filipa Neri i które, jak mówi Bacci, składało się z około piętnastu współbraci, prostych i biednych, lecz pełnych ducha i pobożności.

To było dzieło św. Filipa podczas gdy był jeszcze świeckim, lecz będąc kapłanem, rozpoczął szczególną misję, przyciągania do siebie – pisze Bacci – wielu bardziej godnych uwagi, poważnych osobistości z Roty Rzymskiej. Był tam brat kardynała Salviati, bliski krewny Katarzyny z Meksencjuszów. Tarugi, bratanek dwóch papieży; Tassone, bratanek Kardynała z Fano; Altieri, książe rzymski, i jeden z domu Maksencjuszów. Inni z wyższych, czy niższych warstw zajmowali stanowiska w Rocie Rzymskiej. Inni zaś byli adwokatami lub lekarzami, albo choćby uczonymi, jak Baroniusz, Bocio, Bordini, Modio i Fucci.

  1. Jednakowo, wśród pierwszych Ojców z Chiesa Nuova, wspomnieliśmy już Ojca Tarugi, Savioli i Ricci; pochodzili oni z rodzin szlacheckich (patrycjuszowskich). Gabrielli założyciel Oratorium w Fano, Santi z Oratorium w Padwie, Nardi z Oratorium w Aqulia, D’Aste z Oratorium w Forli, ci wszyscy również pochodzili z rodzin szlacheckich. Paccaroni jeden z pierwszych Ojców w Fermo był zatrudniony u kardynała d’Este; dwóch z pierwszych Ojców z Oratorium w Perugii pracowało w rządzie hiszpańskim; jeden w Fossombrone przyszedł z Roty Rzymskiej, a inny zaś z Nuncjatury Apostolskiej. Trzech z czterech ojców będących w Neapolu było adwokatami, czwarty był bogatym posiadaczem dóbr. Fundator Oratorium w Bolonii był młodym człowiekiem, bardzo bogatym i jakby się dziś powiedziało, był z pięknego świata. Także fundator z Lodi był bogatym człowiekiem mającym wiele dóbr; założyciel Oratorium z Cesena i Chiaramonte, pochodził z wielkiego rodu i był sławnym pisarzem.

Jeżeli pójdziemy dalej w poszukiwaniu, wydaje mi się, że dzisiaj zobaczymy identyczną sytuację. Mówi się, że Oratorium w Palermo składa się prawie wyłącznie z księży pochodzących ze sławnych i bogatych rodzin. W Bresci, superior jest patrycjuszem a ojcowie pochodzą z rodzin dystyngowanych. Nieodżałowanej pamięci superior z Neapolu pochodzi z rodziny książęcej. Tam również (w Neapolu) w Oratorium sławnym imieniem jest Caracciolo, jak Colloredo w Chiesa Nuova. Tutaj nieodżałowanej pamięci ojciec Cesarini, pochodził także z rodziny patrycjuszów; i jeszcze jeden ojciec z obecnej generacji był krewnym żyjącego papieża. Tak samo Oratorium z Florencji, ma imiona patrycjuszowskie; w Turynie kościół Oratorium był i jest kościołem Roty Rzymskiej.

  1. Teraz aby wyrazić się jasno, muszę uczynić dwie uwagi. Pierwsza — nie mówię, że wszyscy ojcowie z Oratorium muszą być z wyższej warstwy społecznej, podobnie jak ci o których wspomniałem, z których większa część była pochodzenia szlacheckiego lub mieli wykształcenie wyższe. We wspólnocie takiej jak Oratorium warstwa wyższa i bardziej wykształcona nadaje ton, a pozostała część postępuje i dostosowuje się do nich. To widzi się również ogólnie w społeczeństwie; niewielu jest tych, którzy mają kulturę, walory ducha, szerokość horyzontów; lecz tych niewielu staje się jakąś regułą i stopniowo kształtują innych na swój sposób; i to przede wszystkim dlatego, że cechy o których się rozważa są pociągające i mają dar naturalny, aby nadać harmonię. W konsekwencji także niewiele osób wykształconych, wykwintnego gustu i dobrych manier, potrafi formować lub przekształcić jakąś wspólnotę. Mimo to, jest rzeczą pozytywną, że inni, aczkolwiek ani szlachetnie urodzeni, ani geniusze zazwyczaj w taki czy inny sposób, wybijali się ponad przeciętną w stosunku do kapłanów diecezjalnych.

 

  1. I oto druga uwaga: można postawić pytanie, czy skoro dla Oratorium konieczni są ludzie o wybitnych walorach, czy to powinno być podstawowym warunkiem ich przyjęcia? To wszystko jest jak najbardziej słuszne, lecz czasy się zmieniły i są inne od tych, w których żył św. Filip. W ostatnich wiekach powstały całe klasy społeczne, podczas gdy jakiegoś czasu nie było klasy średniej; nie być wyniesionym oznaczało bez wątpienia niższość, a być niższym było synonimem ignorancji albo prostactwa (prymitywności). A zatem wyobrażam sobie, że jak w czasach św. Filipa Oratorium było uformowane z klasy bardziej wykształconej, tak również dziś nie należy do tej niższej. Oczywiście, jeżeli także dzisiaj zaistniałaby sytuacja, że osoby z warstwy wyższej nawiązywałyby przyjaźnie tylko z kapłanami z dobrych rodzin i jeśliby nie uznali się równymi z innymi kapłanami oraz gdyby nie wybrali sobie innych przewodników duchowy i nauczycieli jak tylko wśród swojej warstwy społecznej, wówczas czułbym się zmuszonym także dzisiaj do położenia granic bardzo wąskich dla powołania filipińskiego.

 

  1. Ale skoro już sytuacja jest inna, ponieważ do stanów wyższych Anglicy nie chcą zaliczać tylko tych, którzy są z wielkiego rodu, lecz uważają zazwyczaj pochodzenie, jako tylko jedno z elementów istotnych dżentelmena; skoro osoby z rodzin szlacheckich korzystają z nabożeństw kapłanów, którzy nie są pochodzenia szlacheckiego pod warunkiem, że są ludźmi porządnymi; skoro po czasach św. Filipa powstały całe warstwy odznaczające się kulturą bez szlacheckiego pochodzenia i mają potrzebę kapłanów, którzy ich pokierują i pouczą, z tego wynika, że kapłan, który odznaczać się będzie wyższym poziomem w stosunku do swoich współbraci poprzez formację kulturalną i estetyczną, odpowiada wymaganiom Oratorium na dzień dzisiejszy, także kiedy będzie właśnie niewiele ponad tymi z rodu szlacheckiego, jak np. błogosławiony Sebastian Valfre.

To wszystko, odnosi się do stopnia dżentelmena, który jest warunkiem zwyczajnym Ojców z Oratorium. Później będę mówił o zdolności kulturalnej i o formacji Ojców
z Oratorium, lecz ponieważ jest to materia dosyć rozległa, będzie przedmiotem innego listu.

John Henry Newman

[1] Trzeba mieć na uwadze, że mówi się tutaj o majątku w sensie prawa kanonicznego.

List III

Dublin, marzec 1856

  1. Najdrożsi Ojcowie,

W moim poprzednim liście rozprawiałem o niektórych cechach związanych z ojcami Oratorium – cechach, które odróżniają ich od księży diecezjalnych – warto je tutaj przypomnieć: dobre wykształcenie, szlachetność i formacja kulturalna, które zdobywa się poprzez wiedzę, nauki humanistyczne, sztuki artystyczne i podobne studia. Ale oczywiście powstaje problem: czy te przymioty i zalety ludzkie, tak bardzo cenione przez świat, nie powinny być jednak przedmiotem wyrzeczenia się ze strony kandydatów wstępujących do Oratorium?

Czy przypadkiem nie to właśnie jest zasługą pierwszych filipinów, iż te sprawy pozostawili na uboczu, i czy tej sprawy nie można by nazwać doskonałością filipińską? Obstawać przy kulturze i subtelności gustu, jako charakterystyce Oratorium, ze względu na to, że Ojcowie wcześniej przed wstąpieniem do Kongregacji, byli sławni dla takich cech światowych, nie jest równoznaczne z powiedzeniem, że zakonnicy muszą okazać się dżentelmenami, ponieważ często pochodzili ze sławnych rodów lub ze szkół kultury świeckiej?

W odpowiedzi wystarczyłoby zauważyć, że kapłan świecki nie może pozbyć się całkowicie siebie samego, własnego ja, z prostej przyczyny, że nie może on żyć regułą wystarczająco surową, która zobowiązywałaby go do tego.

  1. Zresztą jakiś zakonnik, z jakiegoś tam zakonu z surowymi regułami, poprzez dyscyplinę ciszy – silentium, aby być wchłoniętym przez życie wspólnoty, poprzez gesty i słowa: przepisane na czas i miejsce i poprzez przestrzeganie reguł zakonnych, może zapomnieć, to co było wcześniej i zniszczyć swoje cechy osobowości oraz zniszczyć objawy własnego ja. Lecz jego powołanie jest dalekie od tego rygoru, równocześnie zobowiązuje go do pozostawienia na boku przyjaciół, książek, zwyczajnych zajęć i tak dalej. Jednak skłonność do czynienia czegoś pozostanie w nim i pozostawi ślad szczególnie w jego myślach, w jego mowie, w jego manierach, i z takimi przyzwyczajeniami, będzie wykonywał pracę wśród ludzi.

 

  1. A zatem, jeśli rzeczywiście miałby miejsce przypadek, że jakiś kapłan, zostając oratorianinem lub jakiś młodzieniec, zostawiwszy studia świeckie, wstąpi do naszego nowicjatu i pozostawi na uboczu swoje wcześniejsze zajęcia, to jednak pozostanie zawsze inny od tych, którzy tych zajęć i studiów nie mieliby. Następnie gesty które minęły, wcześniejsza znajomość świata, wcześniejsze przyzwyczajenia i inne cechy ojców z Oratorium będą ciągle cechami widzianymi w ich życiu. Nawet kiedy wyznawaliby, że nimi pogardzają. Jeżeli pomimo to posłużyliby się nimi jako narzędziami, aby spełnić swoje obowiązki i szerzyć chwałę Boga, to takie cechy muszą być cenione i zauważone, gdy czyni się charakterystykę jakiegoś członka rodziny duchowej św. Filipa.

Jakkolwiek będzie naszym obowiązkiem wyrzec się zajęć i studiów wcześniejszych, mimo to, takie wyrzeczenie się, które jest normalnym zadaniem zakonnika, nie jest jakąś radą zwróconą w sposób szczególny dla nas, ani też jakimś środkiem dla nas, aby dojść do doskonałości, jak to wykażą niektóre wzmianki, które uczynię w historii Oratorium. Co więcej, jest właśnie cechą filipińską, aby uznać poszukiwanie kultury, sztuki i wiedzy w tych członkach Oratorium, których talenty zwrócone są w tym kierunku, co oczywiście należy rozumieć w ten sposób, że ta kultura będzie użyta tylko na chwałę Boga, dla dobra dusz i celów posługi kapłańskiej. Ponieważ w istocie, nasza doskonałość jest właśnie doskonałością księży diecezjalnych, tzn. wszystko to co jest dozwolone dla nich, jest dozwolone także dla nas, oczywiście ze słusznymi wyjątkami.

  1. Mądre studia, zajęcie się literaturą, sztuką, dalekie są od tego, aby były zakazane przez Oratorium, wręcz przeciwnie, miały tam szczególne miejsce od samego początku. Przykład Baroniusza jest tutaj decydujący; to właśnie św. Filip nakłonił go, wbrew jego woli, aby pisał „Roczniki”. Nikt też nie przypuszcza, że przygotowanie ich, ułożenie i samo napisanie było jedynie natury religijnej. Ich tekst właśnie wskazuje, że przynajmniej dla pierwszych tomów, autor nie mógł tego dokonać bez jakiegoś dokładnego studium i głębokiej znajomości klasyków jemu współczesnych tzn. znajomości, która mając na uwadze jego zajęcia, jest naprawdę wspaniała. Ten wielki kardynał nie jest jakimś przykładem wyizolowanym w kulturze oratorianów. Za czasów św. Filipa, Bozio i Gallonio, obydwaj penitenci Świętego i członkowie jego wspólnoty, poświęcali swój czas i umysł z polecenia Filipa, dla poszukiwań historycznych.

 

  1. Innym przykładem pierwszych ojców z Chiesa Nuova jest ojciec Giustiniani. Jego dzieło powstało w 1612 roku, tzn. tylko siedemnaście lat po śmierci św. Filipa. Tytuł dzieła jest zaskakujący i przyznam się, nie spodziewałbym się czegoś takiego w Oratorium. Sądzę, że lektura jakiejś książki byłaby u nas usprawiedliwioną, nie tylko ze względu na jej piękno, przyjemność w jej czytaniu, lecz ze względu na konkretny pożytek religijny jaki niesie; podobnie jak to jest z lekturą dzieł Baroniusza, czy Bozio. Natomiast dzieło Giustaniniego jest zwykłą próbą poszukiwań i kompilacji jakiegoś uczonego, który szpera w bibliotekach i wertuje książki, bez nadania sobie jakiegokolwiek celu bezpośredniego lub wyobrażenia o uczoności. Jego dzieło noszące tytuł „Index universalis alphabeticus” zawiera indeks autorów, którzy rozważali w sposób poważny zagadnienia wszelakiego rodzaju (materias in omni facultate consulte pertractatas designans). Widać, że dzieło nie ma jakiegoś konkretnego tematu, lecz jest czystą pracą analityczną. Autor rozpoczyna wstęp, mówiąc: Choć jestem zajęty różnymi zajęciami publicznymi i prywatnymi w mojej Kongregacji, jednak zabrałem się w czasie moich wolnych godzin, aby stworzyć ten indeks, który pomógłby w studiowaniu mnie i moim współbraciom kapłanom. A zatem pozostali kapłani mieli także swoje studia i on także inne studia w godzinach, które nie były jego godzinami wolnymi. I wyznaje – dodaje on – że dla mnie była to rzecz niezaprzeczalnie bardziej mozolna zebrać razem dzieła innych niż napisać jakieś moje. Zatem jego praca była nie tylko bez jakiegokolwiek celu określonego i nie przemyślanego, lecz była bardziej poważna od tej, jaka byłaby, gdyby miała konkretny temat. A więc przeglądam stronice tej książki ojca Giustiniani i widzę, że jest to najnormalniejszy – zbiór rozmaitości.

 

  1. Jeszcze jedno, pierwszym kustoszem Biblioteki Watykańskiej, zaraz po śmierci Filipa, tak mi się wydaje, był jeden z ojców Oratorium. Tak samo następny był w czasach Pallavicino. Jeśli jest jakiś urząd, który zawiera cały ekwipunek najrozmaitszych wiadomości, to jest właśnie urząd bibliotekarza. Tradycja ta przetrwała aż do naszych czasów, jeśli jest w obecnym czasie duchowny, który reprezentuje kulturę, przynajmniej tę historyczną, odmienną od teologii to jest ojciec Theiner z Chiesa Nuova I on jest również pracownikiem lub jest w bliskich kontaktach z Biblioteką Watykańską. Aby dodać inny przykład wspomnę, iż czytałem i zrobiłem sobie nawet notatkę o tym, że w połowie minionego wieku, Benedykt XIV ustanowił w Chiesa Nuova – Akademię.

 

  1. Historycy, którzy patrzą bezstronnie mówią to samo. Nikt nie neguje też faktu że przynajmniej Oratorium francuskie, mimo będących tam braków (niedoskonałości), było gronem ludzi wykształconych. Teraz Schlegel umieszcza Oratoria włoskie i francuskie, z tego względu pod tym samym opisem. Mówi on że: jedno i drugie zgodne jest w tym, że poświęcają się obydwa erudycji (kształceniu); lecz Włosi oddają się specjalnie historii Kościoła, podczas gdy Francuzi badają wszystkie gałęzie wiedzy.

Moscheim mówi o Oratorium włoskim: mieli nie mało ludzi odznaczających się dobrą erudycją i talentem. Oczywiście, to jest bardzo znaczące. Nie wydaje mi się, że to samo mogłoby się powiedzieć o kapłanach od chorych: o bonifratrach, o somaskich, o łazarzystach, ani też o redemptorystach, chociaż wliczyć ich można w poczet pisarzy; natomiast z drugiej zaś strony mogłoby się dobrze mówić o teatynach i barnabitach.

Podobnie, jeśli miałbym tutaj materiały, mógłbym ukazać, jestem tego pewien, związek historyczny Oratorium ze sztukami pięknymi, zwłaszcza z muzyką. Największy rozwój sztuki, muzycznej zaczął się ze św. Filipem. Oratorium – ta nazwa zawiera rozwój jego początków. Bartoli i Dentice z Neapolu oraz Pantaleone z Macerata byli kompozytorami. Również ojcowie poświęcali swe życie malarstwu i architekturze. W Piemoncie znajduje się, jeśli mnie pamięć nie myli, kościół zbudowany przez jednego z ojców z Genui, który jak się to mówi, cały poświęcił się sztuce. Wydaje mi się, że jest to tylko jeden z przykładów, który podają roczniki Oratorium, o związkach Oratorium z architekturą.

Tutaj należy wspomnieć, że dwóch z pierwszych towarzyszy św. Filipa było złotnikami, który to zawód uchodził w tych czasach za jedną z gałęzi sztuk pięknych, jak to widać na przykładzie Celliniego.

  1. Teraz widzimy jak w porę, obecny papież (Pius IX), w założeniu Kongregacji w Anglii uwydatnił, odnośnie Oratorium, cechę znamienną, którą chcę wam przedstawić. Nie mam tutaj kopi naszego Breve, ale przypominam sobie, że wspomina ono, jako cel wielce pożądany utworzenie Oratorium, aby jego członkowie wywodzili się z uniwersytetów. Poza tym Ojciec św. czyni dygresję, w której mówi nam dla jakich warstw katolików przede wszystkim jesteśmy przeznaczeni: Hominum coetus doctoris, honestioris et splendidioris ordinis i uznając to jako intencję tych którzy mu zaproponowali Oratorium w Anglii, Papież mówi: Laudamus plurimum consilium.

To bardzo harmonizuje z faktem, że Papież mimo, że podkreśla wyraźnie inne obowiązki i zajęcia naszych Ojców, jednak na moją prośbę udziela nam specjalnych odpustów jeżeli zajmiemy się publikowaniem książek na temat ducha i będziemy promować muzykę i malarstwo.

  1. W tym momencie zaniechałbym mówienia o zajęciach literackich i artystycznych, branych jako cecha znamienna Oratorium, ale kontynuując te rozważania możemy otrzymać informacje dodatkowe na temat natury i misji naszego Instytutu. Zbadajmy przeto, jakim studiom oddawali się przede wszystkim nasi ojcowie, od których natomiast się powstrzymywali. Jest to temat rozważany niedawno przez Schlegela.

W historii kulturalnej Oratorium spotykam się z niewieloma autorami dogmatyki moralnej, czy ascetyki. Nie znam żadnego autora dogmatyki, chyba że uznamy za takiego ojca Cristoforo z Neapolu, który to wraz z jednym z cystersów podjął się interpretacji pewnego passusu z dzieła św. Tomasza.

Bozio napisał dwa duże tomy zawierające materiał polemiczny: „De signis Ecclesiae”. Również wielkie dzieło Baroniusza, chociaż nie byłoby kontrowersyjne w kształcie, było dziełem polemicznym. Św. Filip nakłonił Baroniusza do pisania ze względu na protestantów. Niemniej praca ta jest historyczna, czy to w zawartości, czy też w formie.

Ojciec Adda z Rzymu pisał w obronie celibatu, o. Marchese, którego dzieło znajduje się w naszej bibliotece, pisał o obronie papieża Honoriusza, a o. Gabrielli jest także pisarzem polemicznym. Z zakresu teologii moralnej mamy o. Cadei z Bresci i o. Chericato z Padwy, którzy napisali dzieła dużego formatu; w ascetyce zaznaczy się o. Navarro z Fermo. Ojciec Cesari z Werony jest wydawcą klasyków włoskich, o. Valperga i inni są matematykami. Zwłaszcza o. Conti z Wenecji, który często jest cytowany w biografiach Newtona, chociaż później opuścił Oratorium. Giustianini z Rzymu, o którym już mówiłem, jest człowiekiem nauk humanistycznych. Podobnie uważam, że o. Mansi również jest związany z literaturą. Pozą tym o. Magii z Messyny jest egzegetą biblijnym.

Wśród ojców Oratorium nie zabrakło też krytyków, są to ojcowie Bianchini i De Prato z Werony, ojciec Spada, Albini i De Magistris z Rzymu; tutaj należy też wspomnieć ojca Galland, który jest autorem „Bibliotheca Patrum”.

  1. Dziedzinami zasadniczymi w poszukiwaniach oratoryjnych są: historia, zabytki starożytności i topografia. Św. Filip nakłonił Baroniusza do napisania „Roczników Kościelnych” – „Annali Ecclesiastici”, a ojciec Rinaldi Laderehit i teraz ojciec Theiner, kontynuowali dalej to dzieło, czyniąc z niego dziedzinę zdominowaną prawie przez naszych ojców. Także temat archeologii w pewnym czasie był nasz. Św. Filip schodził do katakumb i podczas gdy Baroniusz i Gallonio, na jego prośbę pisali na temat męczenników, Aringi i Bosio badali wspaniałe galerie podziemne, gdzie ci męczennicy byli pochowani. Także zabytki starożytności były w kręgu zainteresowania Soccarelli, Serverino i Laderchi z Rzymu oraz ojców Piccolo z Messiny i Coppola z Neapolu.

Na koniec topografia starożytności – temat, który szczególnie odpowiada Oratorium, była studiowana przez Antinori z Aquila,  przez Baglioni i Crispolti z Perugi, przez Pietro z Sulmony, przez Grandis z Wenecji, przez Fioravantin z San Elpidio, przez Semeria z Turynu, przez Calini z Bresci i przez Gentili z San Severino.

Nie należy sądzić, że wymienieni autorzy wszyscy są autorami pierwszorzędnymi. Niemniej jednak opublikowana lista 250 pisarzy oratoryjnych z obydwu dziedzin nauki, świadczy o tym, że Oratorium zawsze propagowało rozwój kultury oraz wskazuje, jakiego rodzaju kulturę szczególnie szerzyło.

John Henry Newman

List IV

Dublin, marzec 1856

  1. Najdrożsi Ojcowie,

Teraz przejdę do rozważenia następującego problemu: jakie studia i zajęcia dają się pogodzić z powołaniem ojca z Oratorium, a jakie zaś temu powołaniu nie odpowiadają. Pojęcie doskonałości mieści w sobie także pojęcie umartwienia, które wynika z rad ewangelicznych nie zaś z przykazań Bożych. Jakie jest zatem to umartwienie w naszym przypadku? Na pewno nie jest nim odrzucenie literatury i zajęć humanistycznych, czy też osobistej kultury, która z nich wynika, jako konsekwencja. Nie polega też ono na wzbranianiu się przed należeniem do wyższych sfer, czy kręgów uczonych, wręcz przeciwnie, pewien stopień intelektualny, wyższy od tego, który jest konieczny dla księży diecezjalnych w ogólności, jest jedną z cech wyróżniających Oratorium tyle, o ile Oratorium jest instytucją założoną w celu spełniania służby wobec warstw wyższych. Aby być kapłanami i wykonywać zajęcia jako kapłani, nasze funkcje są szczególnie związane z kapłaństwem. Jesteśmy ministrami słowa Bożego i sakramentów św. Zainteresowanie literaturą i kulturą w szerszym znaczeniu, to tylko przypadkowa różnica, jaka dzieli nas od innych kapłanów. W istocie rzeczy mamy ten sam urząd kapłański i te same obowiązki duchowe oraz kapłańskie (również w odniesieniu do naszej osobowości). Nasze umartwienie nie polega więc na pozbawieniu nas bogactwa kulturalnego w sensie nauk humanistycznych lub sztuk pięknych.

  1. Po drugie, naszej doskonałości nie osiąga się poprzez odrzucenie, ani uczuć ludzkich, ani też osobistych skłonności. Wręcz przeciwnie, miłość wzajemna i miłość Oratorium, jako ogniska domowego, jest jedną z głównych cech charakterystycznych i jednym z obowiązków, a także ogniwem łączących ojców w Oratorium.

Dla przykładu, powołanie oratoryjne jest związane ze stałości miejsca. Zakonnicy mają uważać się ruchomymi na ziemni, podczas gdy takim nie jest ojciec z Oratorium. Św. Filip poleca nam w swej regule, aby łączyć się jeden z drugim miłością, codzienną zażyłością i ze znajomością wzajemnych skłonności (pragnień), a także z wielką troską o rodzinną atmosferę domu. W konsekwencji każdy dom może być nazwany, „rodziną”, gdzie superior jest, „ojcem”.

  1. Następnie dlaczego według reguły, wspólnota oratoryjna nie powinna być bardzo duża? Ponieważ ta znajomość i jedność nie mogłaby być tak intymna i uczuciowa, jaką każdy powinien mieć dla innych. Brockie tak pisze na ten temat: Oratorium włoskie, wg intencji św. Filipa, wzorowało się na Świętej Rodzinie, mając swój dom prywatny, złożony z wielu współbraci, którzy mogli poznawać się i miłować jedni drugich. Stała zażyłość, znane twarze, doświadczenie charakterów, tworzą uczucia ludzkie i stają się więzią jedności i wytrwałości, to natomiast założyciele innych zakonów i zgromadzeń nakładają w ślubie posłuszeństwa absolutnego i nieustannego. W konsekwencji Oratorium jest instytucją lokalną, bardziej domową, rodzinną, bez obwieszczania, że spełnia się we własnych ścianach ćwiczenia prawie święte, tak, że nawet biskup, chociaż Oratorium służy w jego diecezji, uważa je za rzeczywistość autonomiczną jako całość i taką ma relacje, chociaż nie ma możliwości zarzadzania poszczególnymi członkami. Typ Towarzystwa Jezusowego jest natomiast bardzo odmienny i dlatego nie był naśladowany przez św. Filipa. Aczkolwiek kocha wielce jego założyciela.

 

  1. To jest opinia, jaką Brockie wyraża na temat Oratorium. Pobyt stały w jakimś domu był zawsze uważany za rzecz fundamentalną w Oratorium. Ojciec Sozzini wylicza cztery racje, które mogą pozwolić na niezachowanie stałego miejsca. Z tych racji pierwsza to: kiedy papież zatrudni jakiegoś członka poza Oratorium, jak to było w przypadku ojców Tarugiego, Velli, Scrampi i innych. Ten fakt stałego miejsca jest rozważany nie tylko, jako obowiązek, ale też, jako konieczna więź dla jakiejś wspólnoty bez ślubów. Stałość miejsca istotnie pobudza do potrójnego przywiązania:

 

a) do miejsca i otoczenia,
b) do współbraci
c) i do własnego mieszkania.

  1. Ten sam miarodajny autor przed chwilą cytowany, tak mówi o mieszkaniu: Miłość dla własnego mieszkania – mówi – jest zawsze godna polecenia; ponieważ tam można ubogacać ducha, zachować pokój wewnętrzny oraz znaleźć cichą szkołę doskonałości. Sam św. Filip był znamiennym przykładem takiego przywiązania. Nie tylko, nie zostawił nigdy Rzymu przez więcej niż pięćdziesiąt lat, lecz także przez ponad trzydzieści lat przebywał w San Girolamo. Nawet wtedy, kiedy jego podwładni zamieszkali na stałe na mocy bulli papieskiej na Valicelli on pozostawał zawsze przełożonym, nie opuszczając swego miejsca. Pozostał tam jeszcze przez sześć lat; nie ruszyłby się stamtąd, gdyby nie został zobowiązany przez papieża, jeśli dobrze pamiętam. Swój pobyt przedłuża przez pamięć o kotce, którą pozostawił w San Girolamo przez kolejne sześć lat i czynił wszystko, aby była pod pilną opieką. Był to swego rodzaju symbol uczucia, jaki on miał dla swojego starego mieszkania i może wyraz swojej żartobliwej przebiegłości wobec tych, którzy mu przygotowali rozkaz od papieża na przeniesienie się. San Girolamo było jego starym i słodkim gniazdem, gdzie doświadczał ciepła lata i zimna zimy, i niechęci swych przeciwników, oraz natłoku i uczucia wielu pokoleń penitentów.

 

  1. Takie to przywiązanie stanie się tradycja Oratorium, a najlepiej wyraża to wyraz „gniazdo”. Ojciec Manari z Reggio i ojciec Grossie z Fermo wykrzykują obydwaj: Haec requies mea. Kiedy o. Sensi z Chiesa Nuova został zmuszony z przyczyn zdrowotnych, aby iść i oddychać powietrzem stron rodzinnych, podaje nam do wiadomości, iż były mu tak bardzo miłe ściany swojego ulubionego gniazdka, że pomimo prośby biskupa on pragnie powrócić do Rzymu w nadziei, że klimat będzie mu służył lepiej niż wcześniej. Amadeo, brat świecki z Oratorium w Perugii zakończywszy w rodzinnej miejscowości niektóre sprawy, nawet nie pozdrawiając rodziny wrócił do ukochanego „gniazdka”. Kiedy Ojciec Marico byt zmuszony, aby pozostawić Oratorium Fermo na kilka dni z powodu jakiejś kłótni rodzinnej, jego jedyną myślą było, żeby powrócić do swego ulubionego gniazdka. O. Licino Pio, założyciel Oratorium w Bolonii, znajdował się poza domem dla podreperowania zdrowia, gdy nadeszła ostatnia choroba, prosił, aby przywieziono go do Oratorium, ażeby mógł umrzeć w swoim gniazdku.

 

  1. Kiedy kardynałowi Baroniuszowi pozwolono, po zakończeniu pracy publicznej, na powrót do Chiesa Nuova, pewnego dnia miało miejsce ciekawe zdarzenie. Czytając w refektarzu księgę Hioba, doszedł on do miejsca gdzie było napisane: Dicebam, in nidulo me moriar. Na tym wersecie Baroniusz się zatrzymał, aby uczynić taki oto komentarz: Oczywiście Ojcowie najdrożsi, z całą pewnością ja mogę przypisać do siebie te słowa, gdy wrócę myślą do lat minionych i do tych dni szczęśliwych, w których zamieszkiwałem pomiędzy tymi ścianami, w których Bóg mieszkał w moim tabernakulum, i Wszechmogący był ze mną, a wy bracia moi byliście mi bliscy. Wypchnięty na zewnątrz siłą jak gołębica z arki, zawsze pragnąłem powrócić, aby móc umrzeć w swoim gniazdku.

Kiedy ojciec Velei był umierający, uczucie dla współbraci, było jedynym przywiązaniem ludzkim, jakie odczuwał. Posłał wówczas, aby przywołano ojców, ażeby byli blisko niego w tej ostatniej chwili. Gdy jeden był nieobecny ze względu na odprawianą Mszę, czekał z niecierpliwością aż przyszedł, uścisnął go i oddał swojego ducha Stwórcy i Sędziemu.

  1. Jak pozwolenie, a raczej obowiązek więzi uczuciowej z osobami i miejscem jest cechą charakterystyczną dla członków Oratorium, tak dla zakonnych jest ona sposobem umartwienia się. Stad my mamy inne umartwienia, które u rodzin zakonnych są czymś zwyczajnym. Nasza doskonałość, jak już dobrze wiadomo, nie polega na regule ubóstwa. Habeant, possideant, były to słowa św. Filipa, wówczas, gdy ojcowie okazali się niezadowoleni, aby zaaplikować regułę ubóstwa w swojej Kongregacji.

 

  1. Nie mamy też jakichś nadzwyczajnych postów. Ojciec Manni, jeden z uczniów duchowych św. Filipa, mówi nam, że Święty chciał, ażeby codzienne słuchanie Słowa Bożego było rekompensatą za posty, za czuwania, za milczenie, za liturgię godzin, ponieważ słowo Boże słuchane jest na równi z takimi ćwiczeniami. Dlatego kiedy klasztor della Pace z Brescii pragnął przyjąć regułę św. Filipa, niektórzy z ojców wcale nie byli chętni, aby porzucić swoje umartwienia, jednak Chiesa Nuova przekonuje ich do przyjęcia z radością konstytucji Oratorium bez odrzucenia lub zmiany czegokolwiek.

A kiedy Grande, człowiek świątobliwy, wstąpił do Oratorium w Camerino, wprowadził post trzydniowy w ciągu tygodnia, lecz Ojciec Velli przełożony w tym czasie w Chiesa Nuova, sprzeciwił się temu i powiedział jemu oraz jego współbraciom, że mogą się powstrzymać od zachowania postu, jeśli chcą; mogą nie zachowywać innych postów jak tylko te, które wynikają z przykazań, ponieważ doświadczenie uczy, że w Oratorium posty dodatkowe niszczą czasem to, co jest bardziej podstawowe.

  1. Doskonałość Oratorium nie jest też w tym, co zewnętrzne. Zewnętrzne manifestowanie świętości, uznawanie rygoru, są to rzeczy całkowicie obce duchowi św. Filipa Neri. Jego ojcowie musieli prezentować się, jako księża diecezjalni, tak jak zresztą faktycznie było; a to, że byli czymś szczególnym mieli wyrażać w sposób jak najbardziej naturalny. Musieli być ubrani jak księża diecezjalni i to jest bardzo znane we Włoszech, że niektórzy zmienili kołnierzyk filipiński na koloratkę rzymską, którą zwyczaje wprowadziły pośród duchowieństwa. A zatem św. Filipowi nie podobało się niedbalstwo i brud, brak kultury osobistej; nic nie mogło być wyniosłe lub nadmiernie kosztowne, lecz także nic, co by świadczyło o jakiejś niezwykłej surowości. Z tego wynika również jego wielkie naleganie na posłuszeństwo; nie mniej jednak, nie czynił tego nigdy w sposób jaskrawy, na pokaz. Istotnie mówi się, że użył on tylko jeden raz słowo: rozkazuję.

 

  1. W końcu, nie ma ślubów w Oratorium, ponieważ nie są one w Kongregacji narzędziem doskonałości. Na ten temat reguła jest dokładna i jasna w sposób szczególny. Fakt nieistnienia ślubów reguła czyni jednym z dwóch punktów niezmiennych w kształcie Kongregacji. Dekret tak mówi na ten temat: św. Filip Neri za natchnieniem Bożym zakazał ślubów pod przysięgą lub jakimś równoznacznym przyrzeczeniem; i przy jednomyślności zarówno z jego strony, jak i ze strony innych ojców, uczynił to w sposób tak absolutny, że gdyby większość członków Kongregacji miała w jakimkolwiek czasie myśleć o zmianie tego stanu rzeczy, ta większość jest wolna i może opuścić Kongregację, natomiast cała własność Kongregacji pozostaje dla mniejszości. Już do historii przeszła próba wprowadzenia ślubów w Kongregacji zaraz po śmierci św. Filipa, której to próbie sprzeciwił się jednak papież.

John Henry Newman

List V

Dublin, marzec 1856

  1. Najdrożsi Ojcowie,

Wyliczyłem już różne cechy charakterystyczne ojca z Oratorium, opisując go według tego czym różni się od ogółu księży zarówno diecezjalnych jak i zakonnych. Przedstawiłem też ogólny kierunek, w jakim powinna iść jego doskonałość. Czas zatem abym wskazał, jakie jest, moim zdaniem, najskuteczniejsze narzędzie doskonałości dla Ojca z Oratorium i określił, cnotę w szczególny sposób kształtuje to narzędzie. Dołączę również pewną charakterystykę kapłana Oratorium, która odróżnia go od kapłana świeckiego, czy też zakonnego. Uwypukliłem różne cnoty, których ojciec Oratorium nie naśladuje, np. cnota ubóstwa, postu, reguły zakonne i śluby. Jest jednak jedna cnota bardzo wielka i zasadnicza, którą mógłbym podkreślić, a którą ojciec z Oratorium zachowuje przez ślub, podobnie jak księża zakonni czy diecezjalni. Jest to cnota czystości. Cnota ta nadaje charakter i szczególny wyraz jego obowiązkom i jego doskonałości. Nie zatrzymam się jednak na tym zagadnieniu, ponieważ jest to cnota wspólna wszystkim kapłanom oraz zawiera w sobie cechę charakterystyczną samego kapłaństwa.

  1. Inny natomiast problem należy podjąć: jaka jest jego doskonałość, jako członka Oratorium? Wynika to z ostatnich słów opisu kapłana Oratorium. Jest on kapłanem diecezjalnym i ponadto, kapłanem diecezjalnym, który żyje we wspólnocie.

Rozważmy teraz, co oznacza słowo „wspólnota”. Żyć we wspólnocie nie znaczy być zwyczajnie w jakimś domu, bowiem także goście jakiegoś hotelu tworzyliby również wspólnotę. Wspólnota nie polega również na zamieszkiwaniu i wspólnym jedzeniu posiłków, gdyż jakiś dom starców byłby również wspólnotą. Księża, którzy mieszkają w jakimś domu parafialnym, mając każdy swój pokój i wspólne posiłki, oraz wspólne obowiązki w parafii, nie zżyją się naprawdę, jako wspólnota. Zżyć się we wspólnocie oznacza tworzyć jedno ciało, w taki sposób, że działa się i myśli jak jedna osoba.

  1. Przypomina mi się, że Brockie w passusie już przeze mnie cytowanym wcześniej, zaznacza, że biskup zarządza Oratorium, jako całością, nie zaś poszczególnymi członkami (jednakże widzi on tam również swoich kapłanów), chociaż żyją w tym samym domu, jako oddzielne indywidualności. Oratorium jest czymś oryginalnym. Ma jedno pragnienie i jedno działanie i w tym sensie stanowi wspólnotę. Ale jest rzeczą oczywistą, że takiej jedności woli, jednomyślności, jedności opinii i wspólnego działania nie można osiągnąć bez wyrażania sądów, czy opinii osobistych przez każdego członka wspólnoty. Zatem jest to zgodność nie przypadkowa, ani też naturalna, lecz z gruntu nadprzyrodzona, poparta osobistą troską.

 

  1. Oratorium jest przykładem praktykowania jednej wielkiej cnoty, która niesie ze sobą wielkie uświęcenie, według maksymy, która stała się już przysłowiem w Oratorium:

Vita communis mortificatio maxima.

Ta zgodność pragnienia i działania, oparta zresztą na cechach ludzkich, zacieśniona do miejsca i osób, dosięga w swych ideałach pełnej godności posłuszeństwa zakonnego, bogatego w rezygnacje i wyrzeczenie, co stanowi istotę jednego z trzech ślubów zakonnych. Ta zgodność tworzy więź wśród członków wspólnoty Oratorium i tworzy z nich wspólnotę. Z drugiej zaś strony, ta zgodność jest również szczególnym kryterium powołania do Oratorium i źródłem jego doskonałości.

  1. Dlaczego podkreślam, że nie wszyscy mają dar zgodnego życia z innymi? Nie każda dusza święta, nie każdy dobry kapłan świecki, wiedzą jak żyć we wspólnocie. Być może niewielu ludzi potrafi żyć we wspólnocie. Zgodność w Kongregacji oddanie się z miłością jej celom i jej duchowi, jest wartością największą dla ojca z Oratorium i ma miejsce szczególne wśród innych rad ewangelicznych. Może on również, osobiście i prywatnie żyć także innymi radami, które nie zostały uwzględnione przez regułę, jak ubóstwo i post, ale jako dla oratorianina, nie są to cechy charakteryzujące jego powołanie. Ojciec Consolini mówi: Kto chce żyć na swój sposób, nie przysparza dobra Kongregacji. To samo pisze autor „Próśb”, cytując tegoż samego ojca, który mówi: Wszyscy członkowie powinni dostosować się do świętej wspólnoty – i dodaje (ten ojciec jest bardzo stanowczy na ten temat) – ponieważ wspólnota dobrze pojęta, przynosi ze sobą wielką ilość zasług. Ten sam pisarz cytuje także powiedzenie św. Filipa, że świętość jest na przestrzeni trzech palców, ponieważ doskonałość – kontynuuje – polega na zmuszeniu do poddaństwa własnej woli w działaniu zgodnym z tym kto zarządza. Kto postępuje drogą posłuszeństwa – mówi błogosławiony Sebastian Valfre – idzie z pewnością do nieba.

W służbie Bogu – mówi sługa Boży Fabrizio z Aste – nie jest tak ważne wymyślanie rzeczy nowych, ale raczej umiejętność dostosowania się do mentalności innych. Ojciec Sozzini mówi: Mimo, że twoje powołanie kapłana świeckiego, nie zakłada życia we wspólnocie, a więc nie dotyczy tego co odnosi się do strony zewnętrznej, jak ubrania, meble, czy własność prywatna, jednakże zakłada – co więcej, chce od ciebie – abyś żył w twoim wnętrzu we wspólnocie. Warto powiedzieć, że powinieneś się w każdej rzeczy ogołocić z twojej woli, twojego sposobu patrzenia, z twoich skłonności, z twoich zdolności i wyrzec się wszystkiego dla potrzeb i dobra wspólnoty.

  1. Jaka jest zatem istota powołania, a szczególnie doskonałości, w którą przyodziewa się życie wspólnotowe tak rozumiane? Przyjmujemy wprawdzie istnienie jakiegoś wzajemnego ludzkiego przywiązania, ale jakże często widzielibyśmy, że brak jest wspólnoty domowej, jeśliby nie było ślubów. Popatrzymy na związek małżeński. Chociaż niewiasta będzie zależna od mężczyzny, chociaż mąż i żona będą pociągnięci od początku przez sympatię wzajemną i ich dzieci są im pomocą w tym by byli razem, jednakże dla pewności jedności, potrzebny jest związek uroczysty i tenże związek jest przypieczętowany przez sakrament.

Uczucie ludzkie, aczkolwiek jest zasadą i będzie także stałą pomocą w realizowaniu powołania oratoryjnego, nie jest jednak jego istotą. Istotą powołania oratoryjnego jest łaska nadprzyrodzona. Podobnie jak wiara jest poprzedzona rozumowaniem ludzkim, a także jest zgodą na rzeczywiste i cudowne działanie Słowa Bożego, tak samo gdyby nie było realnego powołania i nie byłoby w Oratorium działania Bożego, jego członkowie nie pozostaliby zjednoczeni.

  1. Dlatego to, kiedy współbracia gromadzą się na ćwiczenia wieczorne, modlą się tak gorąco o wytrwałość, która staje się naszą szczególną łaską z racji samej spontaniczności naszego posłuszeństwa. Wstępując do Kongregacji, kandydat jest starannie egzaminowany, czy tam wstępuje animo permanendi semper in Congregatione usque ad vitae obitum.

Dlatego jeden ze starszych ojców oratorium powiedział: Prawdziwi synowie św. Filipa znają się aż do grobu. Dlatego błogosławiony Grassi z Fermo miał zwyczaj mówić: Haec requies mea in saeculum saeculi, hic habitabo quoniam elegi eam, zawołał w swojej agonii: Och, jak piękną jest rzeczą umierać jako synowie św. Filipa!

Tak właśnie tłumaczy się ból powstały w duszy Baroniusza i Tarugiego, kiedy błogosławiony Jan Ancina w dzień śmierci św. Filipa, myślał o przejściu do jakiegoś zgromadzenia zakonnego. Quid fecisti? Co zrobiliście? – napisał Baroniusz, który w tym czasie był przełożonym – niech wam Bóg przebaczy! To nie jest w duchu nauki jaką nam zostawił nasz Ojciec Filip; opuścić jego szeregi i myśleć o sobie. On, który przeżył osiemdziesiąt lat, a jednak nie żył nigdy dla siebie, lecz zawsze, noc i dzień, aż do ostatniego tchnienia, szukał dobra innych.

Także Tarugi, w tym czasie arcybiskup w Avignone napisał: Jeśli mogę coś poradzić, jeśli mogę o coś prosić, błagam was i zaklinam, aby porzucić tę myśl i aby wierzyć absolutnie, że jest to pokusa o tyle bardziej niebezpieczna, o ile przychodzi pod pozorem sprawiedliwości i lepszej doskonałości.

W istocie ci święci ludzie czuli, że pozostając na jednym miejscu, w dobrym postanowieniu bez ślubów, mieli szczególną zasługę i była to ich ofiara miła Wszechmogącemu, jak żadna inna. Było to też pewnym środkiem do uproszenia błogosławieństwa dla ofiarującego i skutecznym narzędziem dla podnoszenia stopnia własnego posłuszeństwa i doprowadzenia go do tej doskonałości, która jest pełnią miłości i drogą szczęśliwą do nieba.

John Henry Newman

List VI

Dublin, marzec 1856

  1. Drodzy Ojcowie,

Mówiąc o posłuszeństwie, które jest cnotą doskonałości nas obowiązującą, zamiast uważać ją obowiązującą na mocy reguł i decyzji przełożonych, chciałbym ukazać ją bardziej jako coś w rodzaju serdecznej zgodności w pragnieniu członków Kongregacji.

W rozpatrywaniu posłuszeństwa w tym wznioślejszym, wspanialszym sensie, pomocą będzie tym razem porównanie go do posłuszeństwa dobrowolnego i miłosnego, jakie Przedwieczny Syn Boży okazał wobec Ojca naszego Niebieskiego, kiedy przyszedł na ziemię, aby czynić Jego wolę. Oblatus est quia ipse voluit, mówi autor „Próśb”, cierpiał dla chwały Ojca i zbawienia dusz: zelus domus tuae comedit me.

  1. Zwróćmy zatem uwagę na przykłady synów św. Filipa, którzy za przykładem Zbawiciela, wszystko to, co robią dla służby Bożej w Kongregacji, czynią spontanicznie z całkowicie wolnej woli, tak, że mogą mówić: Voluntarie sacrificabo tibi. W innym miejscu wspomniany pisarz mówi: Jesteśmy posłuszni, kiedy moglibyśmy być nieposłuszni. Będąc posłusznymi wtedy, gdy jesteśmy wolni od obowiązku, uczestniczymy w pochwale danej przez Eklezjastesa tym, którzy mogliby wykroczyć przeciw czemuś i nie wykraczają: „Qui potuit transgredi non est transgressus”.

 

  1. Niemniej jednak muszę rozważyć posłuszeństwo w świetle pewnego obowiązku, w kontekście reguł, do których się pewne osoby zobowiązują. Posłuszeństwo było widoczne we wspólnocie jeszcze zanim powstała tam jakaś reguła. Niemniej jednak, reguły Oratorium powstają bardzo wcześnie. Św. Filip dwadzieścia lat przed swoją śmiercią, gdy znajdował się w San Girolamo, dał swym podwładnym jakieś krótkie Konstytucje. Wkrótce potem przeniósł się na Vallicelle. Tam jego uczniowie duchowi chcieli, aby im napisał regułę, lecz tego nie zrobił. Kilka lat później, tj. dziesięć lat przed jego śmiercią, słyszymy o istnieniu czegoś w rodzaju reguły. Była ona jednak w swoim kształcie bardzo trudna do zachowania. W pewnej sytuacji św. Filip powiedział: Ojcowie moi, jestem bardzo stanowczy w mojej decyzji, aby nie przyjmować do Kongregacji tych, którzy nie zachowują tych niewielu nakazów, jakie są im dane.

 

  1. Św. Filip ukaże się później pewnemu świątobliwemu kapucynowi i między innymi powie mu, że Kongregacja podoba się Bogu i również, że takie są wszystkie reguły, i że trzeba liczyć się z nimi i nie zmieniać najmniejszej rzeczy. Ojciec Bacci pisze także, że Święty wiele ze swoich norm sformułował z pomocą kardynała Rovere, arcybiskupa Turynu, następnie zatwierdzając je jednomyślną zgodą swoich ojców.

Św. Filip nie napisał jednak reguły, jak to uczynił św. Ignacy. Po jego śmierci powstają powoli nowe dekrety. Dopiero około roku 1612, a więc siedemnaście lat po śmierci i prawie trzydzieści od czasu w którym pozostawił San Girolamo dla Vallicelli, ojciec Consolini został poproszony o zredagowanie naszych reguł, z zamiarem przedstawienia ich do aprobaty papieskiej. Dzieło o które go poproszono, prawdopodobnie miało polegać na spisaniu istniejących już dekretów, które były co jakiś czas aprobowane przez św. Filipa, a po jego śmierci przez ojców i stworzenie pewnej harmonijnej całości oddającej ducha, charakter i zwyczaje Kongregacji. Tak przynajmniej można sądzić po analizie wewnętrznej dzieła, po zmianie stylu, czasu, formy, wyrażeń, itp. Pragnę ukazać – pisze on – iż nasze zwyczaje odnośnie świąt, życia codziennego, itd., są takie i takie jak można zobaczyć z dekretów, które następują. To tłumaczy brak jakiegoś systematycznego porządku, co nie zdarzyłoby się, jeśli dzieło byłoby napisane przez jakiegoś prawnika. Dzieło takim, jakim było, papież Paweł V zatwierdził jako regułę Kongregacji, a papież Grzegorz XV uczynił to samo dziesięć lat później, w czasie kanonizacji św. Filipa.

Od czasu pierwszego zatwierdzenia, żadna Kongregacja poza Rzymem, opierając się na innych konstytucjach, nie mogła deklarować przynależności do św. Filipa Neri. To prawdopodobnie było przyczyną dla której kardynał Berulle, założywszy we Francji Oratorium z pewnymi modyfikacjami, nie mógł go nazwać Oratorium św. Filipa i nadal mu tytuł Oratorium Naszego Pana Jezusa Chrystusa.

  1. Jeśli chodzi o nas samych (miałem przecież możliwość bezpośredniej obserwacji sytuacji w Oratorium przez 9 lat) uważam, że dystans trzystu lat i zmieniające się okoliczności zewnętrzne, spowodowały konieczne zmiany w naszym stylu życia. Spostrzegłem istotnie, że ojcowie z Chiesa Nuova odczuwali trud związany z zachowaniem niektórych części reguły.

Doszedłem do wniosku, że użyteczność tej reguły została w ten sposób poddana próbie czasu. Kongregacja nie uformowała się na regule, lecz reguła została ustanowiona przez Kongregację. Uważam, że to co postanowiono od czasu Założyciela, mogło się słusznie zmienić: że św. Filip był także bardzo przeciwny suchym przepisom i sztucznym regułom, odnoszącym się do zewnętrznego kształtu Kongregacji. Ponadto sama reguła zaczyna się od stwierdzenia, iż Kongregacja jest: potius moribus erudita quam legibus adstricta. Ojciec Ricci natomiast mówi o regule, iż się wywodzi w większej części ex iure non scripto. Co więcej, z analizy reguły, biorąc pod uwagę wspomnianą ideę, wynika, że można ją podzielić na dwie części. Pierwsza część to zestaw dekretów ułożony w spójną całość; druga natomiast, to oryginalny spis praktyk powstających na przestrzeni lat.

Uważałem, że warto w ten sposób podzielić reguły, aby ukazać różnicę między dekretami, a drugą częścią oraz, że dekrety możemy także i dzisiaj, po latach, realizować w życiu z pewnymi drobnymi zmianami. Kiedy wprowadziłem te niewielkie zmiany, za zgodą Stolicy Świętej, miałem również pozwolenie wydrukowania dekretów oddzielnie od reszty reguły, w którą były włączone. Dekrety miały być obowiązujące dla nas ojców z Oratorium, a pozostała część wydrukowana w inny sposób, zawierałaby tylko zalecenia do naśladowania pozostawione naszej roztropności.

  1. Powiedziałem to wszystko jako wstęp do tematu: posłuszeństwo regule. Nasze posłuszeństwo, jako podstawowa zasada i obowiązek jest, według mojego wyobrażenia, tym co zawsze było widoczne w życiu Oratorium mimo, że to co stanowi przedmiot naszego posłuszeństwa uległo zmianie.

Pokazawszy jaka wolność została nam dana w odniesieniu do istoty posłuszeństwa, zajmę się teraz wykazaniem, na jednym lub dwóch przykładach wyjętych z historii pierwszych ojców z Oratorium, jaka surowość, z woli św. Filipa musiała tam być w samej praktyce posłuszeństwa. Ojciec Taruggi powiedział nam: zachowuj skrupulatnie najdrobniejsze reguły Konstytucji według ducha św. Filipa. Kiedy został arcybiskupem i kardynałem nadal zachowywał je, na ile to było możliwe w jego sytuacji. Ojciec Franciszek Bozio w sędziwym wieku był bardzo rygorystyczny w zachowywaniu przepisów Oratorium, odrzucając dyspensy. Szczególną prerogatywą Ojca Consolini było: odziedziczcie ducha św. Filipa oraz gorliwość w wierności instytutowi i dokładnym zachowywaniu reguły. Błogosławiony Sebastian Valfre z Turynu, wracając rozgrzany ze spaceru na modlitwy Oratorium, które w tym czasie odbywały się w miejscu wilgotnym i zimnym, ściągnąwszy odzienie z siebie dla dyscypliny, przypłacił to życiem. Ojciec DelľAste zachowywał pierwej z wszystkich rzeczy z największą sumiennością i dokładnością wszystkie konstytucje zostawione przez św. Filipa dla swoich synów. Niech ma ojciec z Oratorium – mówił czcigodny Mariano Sozzini – zawsze w ręce reguły Kongregacji; i sam realizował jako pierwszy tę radę.

  1. Dla błogosławionego Grassi z Fermo, wielkim obowiązkiem było dochowanie każdego przepisu reguły, nawet jak najmniejszego. Często powtarzał taką maksymę: nic innego jak tylko konieczność może dyspensować od zachowania przepisu. Ojciec Oblioni z Casale uważał za bardzo ważne wszystkie przepisy reguły. Nie chciał w niczym wykroczyć. Kiedy Ojciec Morico z Fermo złaożył ponownie Oratorium w Macerata, jego pierwszą troską było, aby wprowadzić to ścisłe zachowywanie reguł, dla którego to przestrzegania jego Oratorium było tak sławne. I ojciec Borello z Neapolu był znany ze strzeżenia i zachowywania konstytucji i zwyczajów godnych pochwały w Oratorium.

Takie jednak przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Trzeba pamiętać, że reguła nie zobowiązuje nas pod grzechem, ale zachowanie jej jest warunkiem, bez którego nie można doświadczyć miłości i wstawiennictwa św. Filipa. Jeżeli chcemy, aby on pomagał w życiu każdemu z nas, trzeba nam zachować regułę, jaką nam daje Stolica Apostolska. Tak rozumem słowa ojca Matteo Ancina, który mówił: Jak rozliczymy się z przestrzegania tych reguł przed tronem Boga?

John Henry Newman

List VII

Dublin, 9 marca 1856

  1. Najdrożsi Ojcowie,

Po rozważeniu tematu: obowiązek posłuszeństwa regule, zajmiemy się teraz tematem: posłuszeństwo przełożonym. Aby przyciągnąć waszą uwagę, jak to uczyniłem wcześniej, rozważę najpierw temat posłuszeństwa sam w sobie, a później w stosunku do przełożonych, którym należy się posłuszeństwo. Co do posłuszeństwa jako takiego, trudno wysilać się tutaj na mądrzejsze słowa niż te, które czytam w mądrych książkach. Wszystkie rzeczy niech się dokonają pod znakiem posłuszeństwa – mówił ojciec Ancina. Ojciec Airoli w „straszliwym momencie” śmierci, w tym szukał podstawowego zadowolenia, że w życiu działał z całkowitym oddaniem świętemu posłuszeństwu.

Christus factus est pro nobis oboediens usque ad mortem – aż do śmierci, mówił ojciec Tarugi – et exemplum dedit nobis. Bądźcie jak laska – mówił do swego siostrzeńca – w rękach waszych przełożonych; nie mając ani uczuć, ani woli własnej. Przede wszystkim strzeżcie się tych, którzy nie mają ducha i dlatego mają prawdziwą pobożność małą lub drobiazgową. Aczkolwiek ojcowie i bracia – mówił autor „Próśb” – nie czynią ślubu posłuszeństwa jak zakonnicy, niemniej realizują go w doskonałości tej cnoty, wywiązując się z niego z miłością i gotowością. Na innym miejscu mówi: Superior lub dyrektor, który zarządza, czy będzie święty jak św. Filip, czy też mały i bez żadnej cnoty, posłuszeństwo jednak będzie zawsze to samo. Jeśli nie ma takiego posłuszeństwa u jakiegoś ojca, podejrzana jest jego wiara, tzn. że upada przed krzyżem ze złota, a nie przed krzyżem z drzewa. Ojciec Airoli wspomniany wyżej, okazywał swoim przełożonym, jacykolwiek byli, swój szacunek i cześć, i był im posłuszny z największą radością i gotowością.

  1. To było posłuszeństwo ze względu na samą tę cnotę. Jeśli chcemy rozważyć problem posłuszeństwa ze względu na samych przełożonych. musimy wziąć pod uwagę:

a) Kongregację samą w sobie oraz – myślę – jej zdolność ustawodawczą. Ona jest największą władzą, której musi być posłuszny Ojciec Prepozyt, jak też i inni. Nawet urzędujący Prepozyt – mówi autor „Próśb” – nie jest zwolniony z posłuszeństwa, ponieważ i on musi być posłuszny radzie większej, która składa się z ojców mających dziesięciolecie i radzie mniejszej, która składa się z Ojców Deputatów. Kiedy te urzędy ustanowią coś większością głosów (o ile nie jest to w kompetencji tylko Przełożonego), jest on zobowiązany do posłuszeństwa i zatwierdzenia tych dekretów, nie mając władzy zmieniania ich, chociaż są one przeciwne jego osobistemu osądowi.

b) Co się tyczy Ojca Prepozyta: jego władza jest raczej ograniczona niż powiększona przez regułę; przy czym pragnę powiedzieć, że jego władza wynika z cnoty (zalet) jego stanu. Reguła i tradycja określają sprawy, w których prawo, które idzie z urzędem jest ograniczone i nie da się określić w normach. Ta granica jest wyznaczona w „Prośbach” – warto dodać – wówczas, gdy Prepozyt chce wprowadzić bezpośrednio jakąś nowość przeciwną regułom lub niszcząc te reguły. To zastrzeżenie może być konieczne tam, gdzie na urzędzie są ludzie mniejszego formatu od np. św. Filipa. Gdy zaś odznaczają się jego przenikliwością i dyskrecją, można sobie pozwolić na dobitne słowa Tarugiego: cały respekt, poszanowanie i całe poddanie się św. Filipowi powinno przesunąć się na Przełożonego, który zajmuje jego miejsce. Ta sama opinia była potwierdzana przez ojca Consoliniego: Posłuszeństwo – mówi o nim ojciec Marciano – jakie żywił wobec żyjącego świętego Filipa, przeniósł na jego następców, którzy zarządzali Kongregacją po jego śmierci. Jeden bardzo znany przykład opowiada o posłuszeństwie błogosławionego Sebastiana. Podczas jubileuszu filipińskiego w 1675 r. poprosił on o możliwość odwiedzenia Rzymu. Otrzymał pozwolenie od Superiora i Deputatów. Przed wyjazdem Superior wręczył mu list, który miał on przeczytać przed wejściem na statek. Gdy jego bagaż był już załadowany, otworzył list. W liście było napisane: Ojciec Valfre natychmiast powróci do domu. Może bardziej jest dziwny rozkaz niż posłuszeństwo; mimo to, nikt nie uważał, że Superior nadużył swojej władzy.

c) Są również inni, którzy ze względu na swoje stanowisko również zaliczani są do przełożonych, którym należy się posłuszeństwo w tych rzeczach, w których mają do tego prawo. W stosunku do nich należy zachować bez wahania w taki sposób, w jaki jest się posłusznym superiorowi.

O ojcu Consolini czytamy, że nie tylko w stosunku do św. Filipa i jego następców okazywał wielkie posłuszeństwo, lecz również w stosunku do urzędów podrzędnych Kongregacji aż do ostatniego z braci. Było jego maksymą, powtarzaną wiele razy, że ten Bóg, który postawił jednego na miejscu przełożonego, powierzył innemu troskę o drzwi lub o kuchnię. Dzwon brata furtiana nazwał „Głosem Boga”, ojciec Marciano mówi nam to samo o św. Filipie, że był gorliwy czy to w poleceniu, czy też w zachowywaniu reguły, a nawet w posłuszeństwie zakrystianowi, czy też furtianowi. Jeden urzędnik jest zależny od drugiego – mówi autor „Próśb” – tak, że pierwszy deputat, sekretarz, minister prefekt studentów a także inni, a nawet sam Prepozyt, wszyscy powinni w różnych okazjach słuchać prefekta, zakrystianina, furtiana, kucharza”.

Posłuszeństwo dobrowolne – mówi ojciec Sozzini – rozciąga się nie tylko na przełożonego, lecz na wszystkich mających urzędy w Kongregacji, każdy w swoim stopniu domagając się bez jakichkolwiek różnic nie tylko posłuszeństwa, lecz także pokory i miłości braterskiej.

Ojciec Marciano daje stosowny przykład o ojcu Grassi z Fermo. Dla szacunku wobec posłuszeństwa – mówi on – aczkolwiek, będąc przez długi czas superiorem, nie miał okazji do ćwiczenia się w tej cnocie, tym niemniej wiedział bardzo dobrze, jak ją zachowywać. Najpierw składał własną wolę w ręce swego spowiednika, prawie jakby był dzieckiem. Następnie, mimo że był superiorem, miał w zwyczaju okazywać najbardziej właściwe posłuszeństwo urzędnikom Kongregacji. Wołany przez brata furtiana lub przez zakrystianina, nigdy nie powiedział: nie mogę. A gdy w ostatnich latach jego życia przydzielono mu brata, aby się nim opiekował, nazwał go swoim aniołem stróżem, uznawał go za swojego przełożonego i był mu posłuszny do tego stopnia, że nie zmienił miejsca bez jego pozwolenia. W swoich podróżach zależny był tak bardzo od swojego towarzysza, któremu nadawał imię dyrektor, że jego wskazania były dla niego normami zobowiązującymi”. To samo mówi się o ojcu Consolini.

  1. A teraz, Ojcowie moi najdrożsi, powiedziałem wszystko to, co mogłem może mówić przez kilka tygodni, chociaż zaledwie weszło się w temat. Poprzez to rozumiem, że zamiast podania tutaj jakiejś definicji ojca z Oratorium, ja nie zrobiłem nic innego, jak tylko ustaliłem pewne zachowania, prawa i cele, które jemu przynależą; pewne okoliczności, w których może się znaleźć; pewne cechy charakterystyczne, które jemu są właściwe; pewne granice w których nie może się on przekraczać. Wskazałem na pewne prawa, których on nie ma i pewne zakazy, które dla niego są prawem.

 

  1. Pragnę krótko streścić to, co powiedziałem na ten temat. Wydaje się zatem, że ojciec z Oratorium to ksiądz świecki z pewnymi specjalnymi cechami. Jako kapłan diecezjalny, ma on obowiązki swego stanu i jest zobowiązany do dążenia ku doskonałości w tych obowiązkach. Realizując swoje obowiązki, dąży on do doskonałości przez każdy tydzień, miesiąc, rok swojego życia.

Ponadto trzeba pamiętać, że obowiązki księdza diecezjalnego są różne i wszystkie są podejmowane przez tą samą osobę. Ktoś jest misjonarzem, ktoś jest kaznodzieją, ktoś uczy w szkole, ktoś przykłada się do teologii i wygłasza różne konferencje, inny pisze książki, ktoś inny sprawuje opiekę nad siostrami zakonnymi, ktoś daje kursy ćwiczeń duchowych i misji. Obowiązki natomiast ojca z Oratorium są następujące: misja słowa Bożego i sakramentów świętych, tzn.:

a) służba przy ołtarzu,
b) w konfesjonale,
c)na ambonie.

  1. Obowiązki nie są czymś większym niż reguła. Zamierzam powiedzieć, że mogą znaleźć się kapłani, którzy po odprawieniu Mszy św., nie czynią w ciągu dnia innych rzeczy o charakterze religijnym (dla innych ludzi), ale oddają się literaturze lub naukom ścisłym, klasykom lub astronomii, chemii lub archeologii. Podobnie uważam, że znajdują się zawsze w Oratorium ojcowie, którzy są zwolnieni, w większej części przynajmniej, od tych obowiązków ściśle kapłańskich, które im przynależą jako kapłanom, niezależnie od faktu, że są synami św. Filipa. Trzeba tylko pamiętać, by nie poświęcać się zajęciom świeckim aż do tego stopnia, by zapomnieć, że nasz cel najwyższy skierowany jest ku życiu zakonnemu. Jest to bardzo ważne, gdyż św. Filip, jak pisze ojciec Bacci, szczególnie troszczył się o to, ażeby jego podwładni, w sposób przesadny, nie angażowali się w studium.

Na trzecim miejscu podkreśliłem, że zarówno obowiązki jak i charakter pracy księży diecezjalnych mogą być różne. Niektórzy są dla stanów wyższych, inni dla niższych; niektórzy są szlachcicami, inni zaś nie; jedni mają wrodzoną kulturę, inni nie. Są intelektualiści i są tacy, którzy nimi nie są. Powiedziałem też, że Oratorium w całości składało się z kapłanów należących do klas wyższych, bez rozumienia tego terminu w sensie zbyt zawężonym.

  1. Niemniej jednak, jakiekolwiek będą cechy charakterystyczne i wyjątkowość osobista ojców z Oratorium, dążą oni w różny sposób do doskonałości. Ponieważ nie można osiągnąć doskonałości bez zachowania takiej czy innej cnoty, pytam się więc: jaka jest cnota, od której należy doskonałość Oratorium? Odpowiedziałem, że nie zawiera się ona w ubóstwie, albo w umartwieniu cielesnym, ani też w zrezygnowaniu z ogniska domowego lub w ślubach zakonnych, lecz zawiera się w życiu wspólnotowym.

Pomimo tego, że życie w rodzinie ma większą wartość i uczucie ludzkie jest wielką podporą w miłości nadprzyrodzonej, niemniej jednak ten rodzaj życia wspólnotowego w powściągliwy i trwający bez ślubów, zawiera w sobie wielkie umartwienie, według powiedzenia już cytowanego: vita communis mortificatio maxima. To życie dobrze przyjęte i prowadzone, ma specjalny wpływ na charakter i doskonałość naszego posłuszeństwa; ponieważ jest to zgodność z duchem jakiejś wspólnoty i jest aktem dobrowolnym, powtarzającym się nieustannie.

John Henry Newman

John Henry Newman, Listy na temat powołania filipińskiego, cz. I, w:  „Oratoriana”, nr 35, grudzień 1996, tł. ks. A. J. Kiełbasa, s. 3-14.

John Henry Newman, Listy na temat powołania filipińskiego, cz. II, w:  „Oratoriana”, nr 36, grudzień 1997, tł. ks. A. J. Kiełbasa, s. 3-15.